Imi: Someone
Doczy: 12 Sie 2012 Posty: 28 Skd: Poland
Wysany: 2012-08-26, 21:42 Nie pasuje do tych czasów...
Czuję, że nie pasuję do tego całego świata... Jestem cholernie nieśmiały do dziewczyn, nie potrafię podejść, zagadać, co raz bardziej mnie to przeraża, jak ja sobie poradzę w późniejszym życiu... Nie mam przyjaciół, z dziewczynami mam zero kontaktu, nigdy nie byłem na imprezie, tego typu rzeczach. A jak obserwuję ludzi, to widzę, że w moim wieku już spotykają się z dziewczynami, mają kumpli, ogólnie, żyją tym towarzyskim, młodzieńczym życiem... Ja każdą niedzielę czy sobotę spędzam w domu, zazwyczaj jadę w niedzielę na przejażdżkę rowerową, w sumie innych rozrywek to nie mam, mieszkam na wsi, a w mieście można pójść tu, i tu, spotkać nowe osoby, bardzo tego żałuję, ale z drugiej strony, bo i tak nie podszedłbym do żadnej dziewczyny, jestem strasznie nieśmiały... Całe gimnazjum mi dokuczano, to był naprawdę koszmar, teraz myślałem że pójdę sobie do LO, poznam wielu ludzi, ale niestety wybrałem taką szkołę, która pod tym względem jest słaba, towarzyskim, mało ludzi, większość chłopaków... Do tego moi rodzice, nigdy nie potrafili ze mną porozmawiać jak z przyjacielem, pogadać o dojrzewaniu, o kumplach, o tym wszystkim, nigdy, ciągle tylko sprawy materialne... Teraz jest właśnie ognisko w tej szkole do której miałem iść, w ogóle organizują się tam jakoś, żałuje że tam nie poszedłem...Wkońcu od roku czasu poznałbym jakieś dziewczyny, kolegów, wiadomo tutaj też poznam, ale to nie to samo co tam... Jak widzę te wszystkie paczki znajomych, to krew mnie zalewa...Mam takie pytanko, czy moi rodzice są normalni? Bo znając ich, to nie puściliby mnie nigdzie, wieczorem, nawet na ognisko jakieś czy coś... W domu przez większość wakacji nie miałem do kogo się odezwać, a oni jak im zacząłem coś na ten temat mówić ,, o zaraz tam, będziesz miał robotę" - jak myślicie czy to dobrze tak? Fakt faktem, pracowałem i pomagałem, to też racja... Ma ktoś choć odrobine podobnie? Bo ja juz tego wszystkiego nie wytrzymuje... Proszę o jakieś słowa otuchy...
Imi: Ammit Pomoga: 4 razy Doczya: 17 Lut 2012 Posty: 429 Skd: Warszawa
Wysany: 2012-08-26, 22:05
Nie zagrasz nie wygrasz, kiedy nadarzy się okazja spytaj o pozwolenie, wytłumacz im, dlaczego Ci na tym zależy. Jeszcze takie pytanie, jak wygląda u Ciebie kwestia powrotów nocą/wieczorem? Jest jakiś autobus, którym mógłbyś wrócić o rozsądnej porze? Próbowałeś zaprzyjaźnić się z kimś z klasy?
Imi: Someone
Doczy: 12 Sie 2012 Posty: 28 Skd: Poland
Wysany: 2012-08-26, 22:16
Ploaie, Wiesz dziękuje za odpowiedź, chodzi mi ogólnie, jaka sytuacja jest, która mnie bardzo boli, że jest tak, a nie inaczej... Wiesz im tak nie wytłumaczy, że mi zależy... Tacy ludzie nie da rady i tyle. Poza tym sie wstydze, do tej pory to nigdzie nie chodziłem ani nic... A co do powrotu w nocy autobusem, no własnie nie zanosi sie na to, żebym szedł na impreze po pierwsze, a po drugie do tego trzeba mieć towarzystwo, bo chyba sam nie pojde? Ale tak jak wczesniej pisałem, to nie jest piorytet, chodzi ogolnie o moja sytuacje... pozdrawiam..
Imi: Ammit Pomoga: 4 razy Doczya: 17 Lut 2012 Posty: 429 Skd: Warszawa
Wysany: 2012-08-26, 22:32
Wiesz, sytuacja sama się nie zmieni, musisz zacząć działać. Dlatego pytam o kontakty w klasie. Po drugie, czy w Twojej okolicy (tej najbliższej) nie ma osób z którymi mógłbyś gdzieś pojechać? Czy jesteś nieśmiały tylko w stosunku do dziewczyn czy ogólnie? Jeśli to pierwsze to nie jest źle, przebywając z innymi ludźmi nabierzesz pewności siebie. Co do jeżdżenia samemu - kiedy skończysz 18 lat, to dlaczego nie?
Imi: Someone
Doczy: 12 Sie 2012 Posty: 28 Skd: Poland
Wysany: 2012-08-26, 22:36
No teraz idę do internatu, i ogólnie do liceum, tylko że jest 18 osób, więc trochę mało... większość chłopaki... Więc licze, że moze sie cos zmieni... Na lepsze... Co do niesmiałości, do dziewczyn, tak, tutaj jest u mnie koszmarnie... Właśnie tego sie boje najbardziej.
Pozwolę sobie wrócić do problemu z rodzicami:
Jesteś ich jedynym dzieckiem? Albo najstarszym?
Być może chodzi o to, że żadne dziecko wcześniej nie nauczyło ich takich opcji jak wyjścia ze znajomymi, ogniska- ogólnego życia towarzyskiego i jest im trudno.
_________________ Insza przodkować w rozumie, insza w upornej i wyniosłej dumie.
Wysany: 2012-08-27, 10:58 Re: Nie pasuje do tych czasów...
ToJa96 napisa/a:
Czuję, że nie pasuję do tego całego świata... Jestem cholernie nieśmiały do dziewczyn, nie potrafię podejść, zagadać, co raz bardziej mnie to przeraża, jak ja sobie poradzę w późniejszym życiu... Nie mam przyjaciół, z dziewczynami mam zero kontaktu, nigdy nie byłem na imprezie, tego typu rzeczach. A jak obserwuję ludzi, to widzę, że w moim wieku już spotykają się z dziewczynami, mają kumpli, ogólnie, żyją tym towarzyskim, młodzieńczym życiem... Ja każdą niedzielę czy sobotę spędzam w domu, zazwyczaj jadę w niedzielę na przejażdżkę rowerową, w sumie innych rozrywek to nie mam, mieszkam na wsi, a w mieście można pójść tu, i tu, spotkać nowe osoby, bardzo tego żałuję, ale z drugiej strony, bo i tak nie podszedłbym do żadnej dziewczyny, jestem strasznie nieśmiały... Całe gimnazjum mi dokuczano, to był naprawdę koszmar, teraz myślałem że pójdę sobie do LO, poznam wielu ludzi, ale niestety wybrałem taką szkołę, która pod tym względem jest słaba, towarzyskim, mało ludzi, większość chłopaków... Do tego moi rodzice, nigdy nie potrafili ze mną porozmawiać jak z przyjacielem, pogadać o dojrzewaniu, o kumplach, o tym wszystkim, nigdy, ciągle tylko sprawy materialne... Teraz jest właśnie ognisko w tej szkole do której miałem iść, w ogóle organizują się tam jakoś, żałuje że tam nie poszedłem...Wkońcu od roku czasu poznałbym jakieś dziewczyny, kolegów, wiadomo tutaj też poznam, ale to nie to samo co tam... Jak widzę te wszystkie paczki znajomych, to krew mnie zalewa...Mam takie pytanko, czy moi rodzice są normalni? Bo znając ich, to nie puściliby mnie nigdzie, wieczorem, nawet na ognisko jakieś czy coś... W domu przez większość wakacji nie miałem do kogo się odezwać, a oni jak im zacząłem coś na ten temat mówić ,, o zaraz tam, będziesz miał robotę" - jak myślicie czy to dobrze tak? Fakt faktem, pracowałem i pomagałem, to też racja... Ma ktoś choć odrobine podobnie? Bo ja juz tego wszystkiego nie wytrzymuje... Proszę o jakieś słowa otuchy...
W wielu sprawach mam podobnie, ale z rodzicami nie mam problemów i wciąż tkwię w gimnazjum...
A na imprezy nie chodzę, bo NIE LUBIĘ, a poza tym na wsi nie ma
Imi: Monika Pomoga: 1 raz Doczya: 17 Lut 2012 Posty: 411 Skd: Warszawa
Wysany: 2012-08-27, 11:15
Co Ty tak przeżywasz, że ma być tylko 18 osób? Może być i 5. Ci ludzie też mają jakiś znajomych. Nigdy nie miałam chłopaka ze szkoły. Musisz wyluzować i pamiętaj, że pierwsze wrażenie najważniejsze. Nie stój na uboczu. Podejdź do ludzi, zapoznaj się. I nie myśl o nieśmiałości. Więcej stracisz jak nic nie zrobisz.
Co do rodziów. Taki typ, co trzyma dziecko pod kloszem, nie zdając sobie sprawy, że je krzywdzi. Ale idziesz do internatu, więc już Cię tak konrtolować nie będą, teraz wszystko zależy od Ciebie.
Imi: Someone
Doczy: 12 Sie 2012 Posty: 28 Skd: Poland
Wysany: 2012-08-27, 13:08
Melisa, Tak jestem jedynakiem. Tzn. ja nie miałem nigdy takich wyjść Ale nawet jakby sie nadarzyła okazja, nie wiem czy mógłbym... Ostatnio powiedziałem o tym takiej osobie co poznałem na Internecie, to napisała że ona by tak nie wytrzymała... Takiego życia jak ja... Jak jej opisałem jak mój każdy dzień na wakacjach się odbywa, co robię, to się za głowę złapała... To jeszcze bardziej mnie dobiło, bo w sumie miała rację...
Jak jej opisałem jak mój każdy dzień na wakacjach się odbywa, co robię, to się za głowę złapała... To jeszcze bardziej mnie dobiło, bo w sumie miała rację...
Lament. Nie ładnie tak. Jesteś facetem, piłkarzem, powinieneś mieć jaja.
Jak jesteś jedynakiem to zrozumiałe, że trzepią się tylko na Tobą. Mimo to, sama decyzja puszczenia swojego ukochanego synusia do internatu jest poświęceniem z ich strony, więc z czasem, jak zobaczą, że potrafisz być samodzielny bez nich, zmienią trochę swoje nastawienie.
ToJa96 napisa/a:
Tzn. ja nie miałem nigdy takich wyjść
Jakby Cię to miało pocieszyć- nigdy nie uczestniczyłam w większych imprezach, dobrych znajomych mogłam policzyć na palcach, a wakacje zazwyczaj odbywały się co roku w podobny sposób. Nie żałuję, bo sama tego chciałam, rodzice nawet nie musieli ingerować. Potrafiłam sobie znaleźć miliony innych zajęć, które to wynagradzały. Efekt tego jest taki, że większa grupa towarzyskich znajomych zdziczała do tego stopnia, że nawet się nie przywitają jak przechodzą obok na ulicy. Pokazuję Ci tą negatywną stronę mocy- co robi z ludźmi lans, chęć przynależenia do jednolitej grupy, zwykła głupota.
Jedno potrafią sobie radzić ze swoją, pewnego rodzaju, odmiennością [normalnością?], innym, jak Tobie- strasznie to przeszkadza.
_________________ Insza przodkować w rozumie, insza w upornej i wyniosłej dumie.
Well, to Ty sam jesteś dla siebie problemem, nikt nie jest winien za to, że masz tak strasznie nudne życie. Polecam odwiedzić psychologa, ponieważ nadmierna nieśmiałość jest poważnym zaburzeniem psychicznym, który - im jesteś starszy - tym więcej problemów sprawia.
Nie byłeś nigdy na imprezie? Kurka wodna, to co niby stoi na przeszkodzie, byś na takową poszedł? Czy w Twoim mieście nie ma żadnego baru/pubu, do którego mógłbyś pójść posiedzieć i posłuchać muzyki? Czy nie ma żadnego lokalu scenicznego, w którym odbywają się koncerty?
Dziwisz się, że nie masz znajomych... Ja osobiście nie chciałbym mieć za przyjaciela kogoś, kto jest skrajnie aspołeczny. Wyjdź do ludzi, zagadaj do kogoś na mieście, kto zwrócił Twoją uwagę. Swoją pewność siebie można ćwiczyć. Na początek chociażby mów każdemu nieznanemu na ulicy "dzień dobry". W ten sposób przełamiesz pewną granicę odezwania się do kogoś. Gdy to już nie będzie dla Ciebie problemem, zrób krok do przodu i np pytaj o godzinę. Gdy już i to będzie normalne dla Ciebie, to zacznij nieznajomych pytać o drogę do jakiegoś miejsca. Wymaga to już dłuższego czasu na wytłumaczenie, następuje wymiana zdań, oraz jest kontakt wzrokowy. Jeżeli takie coś nie będzie miało dla Ciebie przeszkód żadnych, to ostatnim krokiem jest zagadanie do kogoś na mieście i po prostu rozpoczęcie z nim luźnej rozmowy na jakiś temat.
_________________ "Ograniczeń [w nauce] nie znamy, a możliwości zapierają dech w piersiach." - C. Venter
Imi: Patrycja
Doczya: 26 Sie 2012 Posty: 9 Skd: Warszawa
Wysany: 2012-08-27, 23:11
To takie dziwne uczucie. Czytam Ciebie i widzę przed sobą siebie sprzed kilku lat. Identyczną. Oriflamme bardzo dobrze zauważył. Rozmowa z psychologiem bądź psychoterapeutą bardzo by Ci pomogła. Z nieciekawych powodów spedziłam u nich wiele czasu i wcale tego nie żałuję. Bałam się tych rozmów za każdym razem kiedy wchodziłam do ich pokoju. Bałam się że nie zrozumieją tego wszystkiego co trzymałam w sobie tyle czasu. Co gorsza bałam się, że będą chcieli wiedzieć o mnie wszystko, a w tamtym momencie mojego życia czułam się pusta jak bańka mydlana.
Jednak dzięki tym rozmową odkryłam siebie na nowo. Jakbym się urodziła jeszcze raz i została przede mną otworzona nowa droga, lepsza droga. Zniknęły wszystkie wątpliwości dotyczące tego kim jestem. Szczerze mówiąc dopiero teraz mogę powiedzieć, że czuję się szczęśliwa. Wiem, czego oczekuję od ludzi, od świata. Wiem, co zamierzam. Wyznaczyłam sobie cel jakim jest życie. Wydaję mi się, że po prostu potrzebujesz osoby, która pomoże Ci znaleźć to co utraciłeś gdzieś po drodze. Weź się w garść i spróbuj zrobić coś ze swoim życiem, skoro tak bardzo Ci na tym zależy.
Jeśli nie jesteś gotowy na to, aby się skonsultować z psychologiem to rób małe kroki opisywane wyżej, które pomogą Ci to wszystko przełamać. To będzie ciężka praca, bo praca nad sobą jest zawsze najtrudniejsza, ale z tego co opisujesz...
Chyba warto?
_________________ "Jeśli sprawisz, że ludzie pomyślą, iż są myślący, to cię pokochają; ale jeśli naprawdę zmusisz ich do myślenia, znienawidzą cię."
Imi: Someone
Doczy: 12 Sie 2012 Posty: 28 Skd: Poland
Wysany: 2012-08-28, 12:59
Oriflamme, Kolego, mieszkam na wsi... Wiem, w mieście jest 1000x razy lepiej... Zawsze możesz wyjść gdzieś się przejść chociażby po sklepach, niestety na wsi życie to koszmar... Tym bardziej jesli nie masz przyjaciół, to naprawdę nie ma się ochoty żyć... U mnie tak jest niestety... Dłuzej takbym nie wytrzymał, dobrze ze sie zaczyna szkoła, internat, moze sie to zmieni, troche, wierze w to, byle by tylko wpasc w dobre towarzystwo, takich prawdziwych kolegow/kolezanek...
Oriflamme, Kolego, mieszkam na wsi... Wiem, w mieście jest 1000x razy lepiej... Zawsze możesz wyjść gdzieś się przejść chociażby po sklepach, niestety na wsi życie to koszmar... Tym bardziej jesli nie masz przyjaciół, to naprawdę nie ma się ochoty żyć... U mnie tak jest niestety... Dłuzej takbym nie wytrzymał, dobrze ze sie zaczyna szkoła, internat, moze sie to zmieni, troche, wierze w to, byle by tylko wpasc w dobre towarzystwo, takich prawdziwych kolegow/kolezanek...
Jakbym ja pisał tą wypowiedź Życie na wsi to koszmar, nie ma zalet, za to jest mnóstwo wad