Co do tej ciszy. Mam dom w sumie na uboczu miasta, ale jest tu obok jeszcze kilka osiedli, główne ulice, przystanki tramwajowe i autobusowe. Co ciekawe, ja mało kiedy to słyszę, jak wychodzę do ogrodu. Na wiosnę albo lato, jak śpię przy otwartym oknie, nad ranem, w okolicy 4,5 słychać świergotanie najróżniejszych ptaków. Psy mało kiedy szczekają i jest tak magicznie. Nie raz wybiegałam w samej koszuli nocnej do warzywnika za domem, siadałam na poduszce i obserwowałam, słuchałam. Magia. W mieście. Cud. Wieczory też bywają cudowne, w szczególności,kiedy posadzi się w pobliżu maciejkę, która wabi zapachem. Siadam na schodach, patrzę na zachodzący na niebo mrok, delektuję się słodkim, mdłym zapachem kwiatów i chłonę nocny chłód zmieszany z delikatnym już dziennym upałem.
_________________ ,,(...)Nie znam roli, którą gram.
Wiem tylko, że jest moja, niewymienna.
O czym jest sztuka, zgadywać muszę wprost
na scenie. (...)"
Niestety mieszkam w bloku. Zawsze nienawidziłam bloków, uważałam je za głupie betonowe pudełka, w których muszą gnieździć się rodziny takie jak my. Zazdroszczę tym, którzy mieszkają w ładnych domach jednorodzinnych. Ale w mieście raczej takich nie ma, jedynie pod Toruniem, w takich Rozgartach czy Łysomicach. Dlatego daleko. Ale zawsze ma się ogród, piętro, duże pokoje... To jest ważne. Choć w sumie - ja cenię sobie bliskość miasta. Dlatego nie jestem zdecydowana.
Od zawsze mieszkam w bloku, niezmiennie w tym samym mieszkaniu. Przyzwyczaiłam się i jest mi tutaj dobrze. Żałuję tylko, że nie mam swojego podwórka, sadu, ogrodu i większych pokoi. W przyszłości chciałabym mieć swój dom.
Od urodzenia w tym samym mieszkaniu. Blok w centrum miasta, blisko wszędzie, ale ciasno, jak cholera. Jeden pokój, przedzielony cienką ścianką działową, żeby były dwa pokoje niby. No i jeden jest mój. Sąsiedzi - wdowy głuche, puste mieszkania po zmarłych i po jednej wariatce. Mam zatem swobodę z graniem na pianinie, bo słychać je już pod blokiem.
_________________ Dorożki mokrej w deszczu wrak
Spoczął na dnie wielkiej kałuży,
Wygięty ciszą żagla garb
Wspomina chwile wielkiej burzy.
Wszędzie dobrze,ale w domu najlepiej.
Uwielbiam mój dom i jestem w nim szczęśliwa.
A co do prac w ogródku. Nie każdy go ma, no ale jeśli już to nie jest zmuszany coś na nim robić...
Czy lubię? Nie jestem jakaś bardzo wybredna, usatysfakcjonował mnie mój mały kąt, który wcale się na takowy nie nadawał. Mimo wszystko, lubię to mieszkanie, mimo,że jest zagracone, ma 3 przedpokoje i 2 pokoje, w których wiecznie nie ma miejsca, bo rozkład mebli jest kompletnym niewypałem. Bardziej niekomfortowo czułam się w bloku czy domu wielorodzinnym.
Klasztor? Mieszkam w katolickim internacie, nie ma się co dziwić. Jeden pokój, 5 dziewczyn, ale każda ma swój kawałek ściany, którym dobrze rozporządza. Miło, ale głośno. Chwilami brakuje ciszy, domowej ciszy [mimo,że jest głośno- ale paradoks], ale nie zapominajmy, że jest ogródek, na który można patrzeć co rano.
Każda przygoda niesie za sobą jakieś przesłanie. Chociażby takie,że mimo,że to wieżowiec i ludzie na dole mają Cię dość- lubisz to miejsce, bo gdzieś indziej zaraz wyczuwalny jest dyskomfort.
Tak, zdecydowanie, chciałabym mieszkać w domku. Takim małym chociaż, własnym zakątku. I mieć ogródek, na który mogłabym narzekać. I duży parapet.
_________________ Insza przodkować w rozumie, insza w upornej i wyniosłej dumie.